Wyższe wymogi banków dotyczące wkładu własnego przy kredytach hipotecznych oraz wygasanie programu „Mieszkanie dla Młodych” – to zdaniem Marcina Monety z grupy WGN główne czynniki hamujące koniunkturę na rynku mieszkaniowym. Spowolnienie potwierdzają najnowsze dane GUS. Dynamika nowych inwestycji wyniosła w zeszłym roku zaledwie 3,3 proc., podczas gdy rok wcześniej wzrost sięgał 14 proc. Rok 2017 będzie prawdopodobnie upływał pod znakiem spowolnienia na rynku deweloperskim. Spowodowane będzie to przede wszystkim rosnącym wkładem własnym kredytów, który może uderzyć w popyt na mieszkania oraz kończeniem się programu „Mieszkanie dla Młodych”, który odgrywał dotychczas bardzo dużą rolę na rynku pierwotnym mieszkań – mówi agencji Newseria Marcin Moneta redaktor naczelny portalu Komercja24. Zgodnie z rekomendacją S Komisji Nadzoru Finansowego minimalny wkład własny przy ubieganiu się o kredyt hipoteczny wzrósł od stycznia 2017 roku do 20 proc. Rok wcześniej było to tylko 15 proc. Jak wyjaśnia ekspert grupy WGN nowe wymogi sprawiają, że w przypadku nawet niewielkich mieszkań w Warszawie mowa jest o wkładzie własnym na poziomie ponad 70 tys. zł.– To już są bardzo duże pieniądze i po prostu to może być silna bariera w dostępie do nieruchomości. To będzie z punktu widzenia zwykłego, przeciętnego klienta rynku nieruchomości największy problem w tym roku – tłumaczy Moneta. Do tej pory istotny czynnik wspierający popyt stanowił rządowy program „Mieszkanie dla młodych”. W jego ramach – w zależności od stanu cywilnego oraz liczby posiadanych dzieci można było otrzymać wsparcie w wysokości od 10 do 30 proc. wartości nabywanego mieszkania. Zgodnie z ustawą program realizowany będzie jednak jedynie to końca 2018 roku.– Pieniądze w ramach programu „Mieszkanie dla Młodych”, ale te pieniądze bardzo szybko się kończą. Jeśli powtórzy się scenariusz tegoroczny, w przyszłym roku prawdopodobnie już na początku roku tych pieniędzy nie będzie, to ten program przestanie definitywnie wpływać na rynek mieszkaniowy – ocenia ekspert. W opinii Marcina Monety połączenie obu wymienionych czynników sprawi, że deweloperzy zaczną stopniowo odczuwać coraz większy spadek popytu na nowe mieszkania.– Jeśli chodzi o liczbę oddanych mieszkań, ona się będzie utrzymywała na podobnym poziomie do zeszłorocznej. Natomiast deweloperzy nieznacznie zmniejszyli liczbę mieszkań, których budowę rozpoczęto. Spadek nie jest duży, ale świadczy on o tym, że firmy deweloperskie zaczynają bać się pogorszenia warunków rynkowych i spadku popytu – wyjaśnia analityk grupy WGN. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w całym 2016 roku w Polsce oddano do użytku ponad 162,7 tys. mieszkań, co było wynikiem o ponad 10 proc. lepszym niż rok wcześniej. Znacznie spowolniła z kolei dynamika rozpoczętych inwestycji. W 2015 roku liczba budowanych mieszkań rosła w dwucyfrowym tempie i wyniosła 13,7 proc. Tymczasem w ubiegłym roku wzrost był na poziomie jedynie 3,3 proc.Zdaniem Marcina Monety jest to sygnał zbliżającego się końca hossy na rynku deweloperskim. Szansą na jej kontynuację jest z kolei zwiększenie skali inwestycji publicznych.– Jeśli tak się stanie to branża budowlana odbije się od trochę gorszych warunków. Będzie tutaj można mówić o lepszej koniunkturze, co przełoży się na ceny usług budowlanych na ceny robót, prac itd. Liczymy, że nastąpi to jeszcze w I kwartale roku – podsumowuje redaktor naczelny portalu Komercja24. |